czwartek, 11 czerwca 2015

Życie w pięciopaku

Zmiany nastały. Weszliśmy na wyższy poziom - wielodzietność. Organizacja zajęła sporo czasu i sił. W końcu wychodzimy na prostą.

Po przebojowej ciąży, która minęła mi w mgnieniu oka na ciągłych chorobach i szpitalach (oczywiście z dziećmi), 24 lutego o godzinie 8:40, poprzez cesarskie cięcie, przyszła na świat Anielka. Moje małe cudo i miłość przeogromna. Powiem Wam nawet szczerze, nie ujmując oczywiście rodzeństwu, ale to z Nią ta więź od samego początku była najmocniejsza (bez tego całego docierania i poznawania). Po prostu pojawiła się i czułam jakbyśmy już były ze sobą od dłuższego czasu, tu po drugiej stronie brzucha. Nie było baby bluesa jak przy Mikołaju, strachu i lęku jak przy Oli, tylko taki ogrom miłości którego doświadczają kobiety w tych wszystkich wyreżyserowanych filmach. Coś wspaniałego. Poród był dla mnie najgorszy ze wszystkich. Mała, mimo przyjęcia pozycji główkowej w 32 tygodniu, zrobiła mi kawał i w 36 tygodniu "usiadła" z powrotem, pozostając już tak do końca. Dlatego też zadecydowaliśmy z lekarzem o cesarce. Żeby nie było że coś propaguję lub nie, przeżyłam dwa porody naturalne, z Olą cudnie, z Mikołajem ciężko, ale cesarka - masakra! Podziwiam kobiety które same o nie proszą. Fizycznie wyłam z bólu przez miesiąc. Jechałam tylko na paracetamolu, bo przecież tyle rączek mamy potrzebowało. Przez kilka tygodni byłam uzależniona od osób trzecich, bo sama mogłam zająć się tylko Anielką. W każdym bądź razie nie polecam, poród naturalny to dla mnie mniej bolesne przeżycie i o wiele bardziej emocjonujące. 

A Anielka.....Aniołek mój malutki od początku. W szpitalu cudnie spała całe noce, jakby wiedziała że mamusia nic nie może. Pięknie ssała pierś, prawie jej nie dokarmiałam. I tak do dziś, tylko troszkę ją podkarmiam na noc żeby lepiej spała, a reszta sama natura. Bardzo miła odmiana po dwóch butelkowych dzieciątkach. O ironio po cesarce karmię, a po naturalnych nie wyszło. Stwierdzam teraz, że jedynym problemem w karmieniu jest nastawienie. Jak się zawzięłam i uparłam że będę karmić, to karmię, Wcześniej poddawałam się na starcie. Teraz tego żałuję, ale ta wygoda jednak była. 

Smoczek nie działa niestety wcale, traktujemy go bardziej awaryjnie, kiedy paluch rusza do buzi. Śpi w dzień tylko przy włączonej suszarce lub okapie. Wyłączysz - oczy od razu otwarte. Wydaje mi się że starsi ją po prostu trak przestraszyli że teraz większy hałas i budzi się z płaczem. Na początku spała całe dnie bez względu na ich krzyki, czy piski. Teraz spanie w dzień batalia. 
Sama z Nią nigdzie nie pojadę, bo samochód tak, ale tylko jak mama może wziąć na ręce i pokarmić, pozabawiać. Fotelik i jazda - nie te klimaty niestety. Mam nadzieję że wyrośnie. 
Dużo się śmieje i "rozmawia". Lubi wpatrywać się w karuzelkę, polegiwać na macie, czy jeździć we wózku. Dzięki temu mogę coś zrobić w domu, bądź zająć się resztą majdanu.

Jak przyjęła ją reszta? Z wiadomego względu ilościowego, śpimy z mężem oddzielnie. On ze starszymi, ja z Małą w salonie. Pierwsze dwa miesiące maskara, bo kolejne bezsenne noce spędzałyśmy bez jakiegokolwiek wsparcia. Współczuję samotnym matkom, bo jednak ojciec potrafi choć troszkę odciążyć, kiedy dosięgamy już kresu wytrzymałości. Doceniłam przy trzecim, gdy rąk już brakuje. 
Mikołaj, tak jak zakładałam pierwszego dnia nie był zachwycony. Płakał i przeżywał bardzo, ale od następnego zaczęło się zainteresowanie i miłość. Prawdziwa braterska miłość, dzisiaj wpatrzony jest w Nią jak w obrazek. Zakochany w swojej małej siostrzyczce. 
Ola mnie zaskoczyła również. To z Nią najwięcej było zajść. Na początku przyjęła Anielkę z radością, ale gdy zobaczyła ile pochłania naszej uwagi, zaczęły się fochy, obrażania i całkowity brak zainteresowania dla siostry. Do tego w lutym zabraliśmy ją z ukochanego przedszkola, ze względu na chorowanie. Dużo Ją to wszystko kosztowało, ale powolutku jakoś budujemy te relacje rodzinne na nowo. Anielka rośnie i łatwiej mi wygospodarować czas oraz uwagę tylko dla Olci. Swoją drogą jutro kończy już 4 latka. Moja duża dziewczynka.

Tak mamy cukierkowo. A w realu hardcore najwyższy level. Kocham ich, ale tyle co się nadrę, nastraszę i nadenerwuję w ciągu jednego dnia, to powinni mi chyba dzieci zabrać :P
Burzymy obraz Matki Polki, bo takie "prawdziwe" to istnieją tylko na papierze. Histerie Oli, bunt dwulatka u Mikołaja i Aniela po pół dnia na rękach......zdrowie psychiczne? Dziękuję, póki co jeszcze mam. Czasem tylko pragnę takich długich wakacji w samotności, tego najbardziej mi teraz brakuje. Napawam się optymizmem i brnę przed siebie, bo przecież Oni tak szybko rosną. Czy troje dzieci to już patologia, tragedia, brak odpowiedzialności? Zdecydowanie NIE. Ostatnio często się spotykam z takimi tematami, wiem jak ludzie patrzą kiedy wchodzimy całą ekipą do sklepu (zapanowuje cisza kompletna - poważnie!), ale ja jestem na swój sposób szczęśliwa. Anielka jest moim pocieszeniem kiedy nie radze sobie z pozostałymi, a Ola i Mikołaj odskocznią od niemowlaka. Uzupełniamy się i z każdym dniem radzimy sobie coraz lepiej.





4 komentarze:

  1. Gratuluję kochana i życzę Wam miliard radosnych chwil!!!! Dzielna jesteś matko, poradzicie sobie jakoś :) Piękne te Twoje dzieciaki, a Ola już taaaka duża!

    Ja też strasznie przeżyłam cc, ciekawe jak zakończy się tym razem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje. Trójka to już wyższa szkoła jazdy. Życzę siły na co dzień!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak miło was widzieć.
    Slodziaki z was wszystkich.
    Jesteś moim guru ja przy swoich wysiadam.
    Uściski dla was:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby za takie rzeczy odbierali dzieci, to kto by je wszystkie wychowywał? ;o) Fajna gromadka :)

    OdpowiedzUsuń