A dziś dzień Paskuda mała 30 miesięcy skończyła + imieniny przy okazji zaliczyła. Sama już nie wiem kiedy tak urosła i wydoroślała. Ale o tym będzie jutro. Dobrej nocy.
czwartek, 12 grudnia 2013
Raz pierwszy
A tak właściwie to kilka tych razów nas wczoraj dopadło, a głównie Juniora. Pierwsze wyprodukowane własnoręcznie pierniki (w planach pierwsze lukrowanie). Pierwszy chrupcior Młodego. Jego pierwsze zasiądnięcie. No a dla odmiany jeszcze drugi egzemplarz w uzębieniu. Z tym ząbkowaniem mamy przejścia, bo dziąsła dalej puchnąć zaczęły, ale tylko u dołu. Krzyki wniebogłosy, gorączkowanie, problemy ze spaniem, jedzeniem, zabawą w pojedynkę - słowem matka na najwyższych obrotach zasuwa. Ola takich atrakcji mi nie dostarczała - jak była temperatura wzwyż i do tego rozwolnienie, to już wiedziałam że kolejnego mleczaka w rodzinie witamy.
A dziś dzień Paskuda mała 30 miesięcy skończyła + imieniny przy okazji zaliczyła. Sama już nie wiem kiedy tak urosła i wydoroślała. Ale o tym będzie jutro. Dobrej nocy.
A dziś dzień Paskuda mała 30 miesięcy skończyła + imieniny przy okazji zaliczyła. Sama już nie wiem kiedy tak urosła i wydoroślała. Ale o tym będzie jutro. Dobrej nocy.
piątek, 6 grudnia 2013
Mikołaja
To był bardzo dobry dzień. I mimo że do wieczora w większej części mieszkania nie mieliśmy prądu, nie było telewizji, prania, odkurzania, a rano zamiast światła były świece dookoła......ten wyjątkowy dzień spędziliśmy w trójkę, w 100% razem, bez zbędnych "kradziei czasu". Lepiliśmy, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, czytaliśmy, układaliśmy, usypialiśmy, płakaliśmy i kłóciliśmy się nawet RAZEM. I chociaż padam na twarz, i nie mam siły się nawet wykąpać, to jakże jestem szczęśliwa, bo lepiej się udać nie mogło.
Pozwoliliśmy sobie nawet na domową "sesję" Mikołajkową. Oczywiście modele nie do ogarnięcia i zdjęcia średnie, ale za to ile było przy tym śmiechu i zabawy ;)
A Wam jak minął dzień?
czwartek, 5 grudnia 2013
Taki nasz misz-masz
Dosłownie. Od ostatniego posta byliśmy na kilka dni u moich rodziców, zaliczyliśmy gościnnie chrzciny i pochorowaliśmy się (szczerze powiedziawszy ja nadal dochodzę do siebie). Dlatego teraz czas nadrobić zaległości.
U pradziadków królował kot, Olka zabawiała go, karmiła, przytulała, bawiła w chowanego, wprost nie dało się Jej od niego odkleić. Mikołaj tymczasem korzystał z dobroczynnych przechadzek na rączkach, to u babci, to u cioci, to u dziadka. W andrzejkową sobotę wybraliśmy się na chrzciny do małego Igorka, a jak poszedł spać tośmy trochę poszaleli w noc, gdyż ku mojej radości rodzinka zajęła się niańczeniem latorośli. Niedzielna noc i kolejne dni obfitowały w katar i pochrząkiwanie, na koniec matka dostała gorączki i masz babo placek! Ale się nie dajemy i kuracja zaczyna skutkować. Dla poprawy humoru (no może nie młodego), dziś wyszedł Mikiemu pierwszy ząb - od razu tak jakoś wydoroślał!
A teraz oczekujemy na tego drugiego Mikołaja.....co prawda rodziców już odwiedził jak tylko przychówek usnął (cichosza, bo się wyda), bo jutro byłoby to ciężkie do ogarnięcia. Co pokaźniejsze torby czekają w salonie na poranek, w końcu raz że solenizanta mamy, a dwa że Jego pierwsze święta za pasem więc trzeba uczcić jak należy.
U pradziadków królował kot, Olka zabawiała go, karmiła, przytulała, bawiła w chowanego, wprost nie dało się Jej od niego odkleić. Mikołaj tymczasem korzystał z dobroczynnych przechadzek na rączkach, to u babci, to u cioci, to u dziadka. W andrzejkową sobotę wybraliśmy się na chrzciny do małego Igorka, a jak poszedł spać tośmy trochę poszaleli w noc, gdyż ku mojej radości rodzinka zajęła się niańczeniem latorośli. Niedzielna noc i kolejne dni obfitowały w katar i pochrząkiwanie, na koniec matka dostała gorączki i masz babo placek! Ale się nie dajemy i kuracja zaczyna skutkować. Dla poprawy humoru (no może nie młodego), dziś wyszedł Mikiemu pierwszy ząb - od razu tak jakoś wydoroślał!
Mikołaj śpi, a Olka kuruje się tymczasem w kojcu.
I na koniec hit ostatniego tygodnia - gigantyczne puzzle z Peppą zakupione okazyjnie w biedronce. Jakiż mój błąd! Matka całe dnie je musi z córką układać, pomimo że sama potrafi, bo mama MUSI towarzyszyć i "pomagać". Biedna ja, ileż można ;)
A teraz oczekujemy na tego drugiego Mikołaja.....co prawda rodziców już odwiedził jak tylko przychówek usnął (cichosza, bo się wyda), bo jutro byłoby to ciężkie do ogarnięcia. Co pokaźniejsze torby czekają w salonie na poranek, w końcu raz że solenizanta mamy, a dwa że Jego pierwsze święta za pasem więc trzeba uczcić jak należy.
To do jutra!
środa, 20 listopada 2013
Wspólna kąpiel
I nie mam tu na myśli rodzeństwa (na to przyjdzie czas wkrótce), lecz rodzica z dzieckiem. To dość sporny temat jak ostatnio wyczytałam. No więc TAK, kąpię się z córką. Może co niektórzy mnie skrytykują, ale dla nas to jak najbardziej normalna czynność. Pierwszy raz kąpałam się wspólnie z Olą kiedy miała zaledwie kilka miesięcy. Dowiedziałam się że nie zaszkodzi to dziecku w żaden sposób (oczywiście najpierw sama się wyszorowałam porządnie), więc urozmaiciłyśmy nasze wieczorne rytuały. Co parę dni powtarzałyśmy kąpiele, tym samym pielęgnując nasza więź matka-córka. Z czasem zaprzestałyśmy z czystej wygody (za dużo przy tym było ambarasu, a bez pomocy taty nie dało rady). Niedawno nasze zwyczaje powróciły. Od września Ola stanowczo zaciąga mnie ze sobą do wanny i nikt inny wstępu nie ma (zwłaszcza tata). To taki czas tylko dla nas dwóch, możemy się pluskać, wygłupiać, nie ma płaczu podczas mycia głowy, ja szoruję Olę, a Ona próbuje i mnie. Do tego od razu robi się więcej wody w wannie, więc same plusy po prostu. Myślę że ma to związek z pojawieniem się brata, kiedy to musiała zacząć w głównej mierze sama organizować sobie dzień, bo mama nie ma kiedy z Nią posiedzieć. A z kąpieli nie ucieknę, cała moja uwaga spoczywa na Niej, no i jesteśmy całkiem same z bąbelkami. Zobaczymy jak długo jeszcze to będzie na topie. A jakie jest wasze zdanie na ten temat? Próbowałyście kiedyś? Pozdrawiamy :)
poniedziałek, 18 listopada 2013
5 miesięcy
Nadal nie mam pojęcia kiedy to minęło.....kiedy mój maleńki chłopczyk zaczął stawać się takim ciekawym świata "małym mężczyzną"......przez pierwsze tygodnie potrafiłam w każdej wolnej chwili Go obserwować, aż M ze mnie żartował, a ja czułam że muszę się "napatrzeć", bo ten okres w moim życiu mija bezpowrotnie....I mimo to On urósł i nadal rośnie wyzbywając mnie złudzeń że jakoś to spowolnię...Jakaż szkoda że tak szybko to mija, ta nieporadność, całkowita zależność i zapach, on też zaczyna powoli uciekać....
A tymczasem:
- ważę ponad 8 kg
- noszę pieluszki w rozmiarze 3 i ubranka w rozmiarze 74
- nie protestuję podczas ubierania, ani kąpieli - lubię pełną obsługę
- umiem sam bawić się w kojcu i łóżeczku
- przekładam zabawki z rączki do rączki i pewnie chwytam wszystko co mam w zasięgu rąk
- pięknie przekręcam się z plecków na brzuszek i z powrotem
- łapię się rączkami za stópki i próbuję je wpychać do buzi (że o piąstkach już nie wspomnę)
- próbuję się już czołgać na płaskiej powierzchni
- nadal się ślinię straszliwie, a zęba jak nie ma, tak nie ma
- znam już smak dyni (ulubiona), ziemniaka, marchewki, pietruszki, brokuła, jabłka i banana
- śmieję się w głos, a na wszelkie zaczepki reaguję uśmiechem
- w nocy nadal daję popalić
- uwielbiam spacery i świeże powietrze
- zasypiam sam przy butelce albo smoku i pieluszce
- kocham przytulańce, noszenie na rączkach i wygłupy z mamą
- siostra jest dla mnie obecnie najważniejszą i najciekawszą osobą w domku
A tymczasem:
- ważę ponad 8 kg
- noszę pieluszki w rozmiarze 3 i ubranka w rozmiarze 74
- nie protestuję podczas ubierania, ani kąpieli - lubię pełną obsługę
- umiem sam bawić się w kojcu i łóżeczku
- przekładam zabawki z rączki do rączki i pewnie chwytam wszystko co mam w zasięgu rąk
- pięknie przekręcam się z plecków na brzuszek i z powrotem
- łapię się rączkami za stópki i próbuję je wpychać do buzi (że o piąstkach już nie wspomnę)
- próbuję się już czołgać na płaskiej powierzchni
- nadal się ślinię straszliwie, a zęba jak nie ma, tak nie ma
- znam już smak dyni (ulubiona), ziemniaka, marchewki, pietruszki, brokuła, jabłka i banana
- śmieję się w głos, a na wszelkie zaczepki reaguję uśmiechem
- w nocy nadal daję popalić
- uwielbiam spacery i świeże powietrze
- zasypiam sam przy butelce albo smoku i pieluszce
- kocham przytulańce, noszenie na rączkach i wygłupy z mamą
- siostra jest dla mnie obecnie najważniejszą i najciekawszą osobą w domku
Uwielbiam! :*
sobota, 16 listopada 2013
Zapraszamy na herbatkę
Na dworze zimno, szaro, buro i ponuro, więc zainspirowane innymi blogami, postanowiłyśmy wczoraj urządzić naszą pierwszą, popołudniową herbatkę. Przybyli dostojni goście, były ciastka i bawarka, radość, piski i zachwyty. Powiem szczerze że od dawna marzyło mi się takie przyjęcie u Oleńki, więc ja również byłam wniebowzięta. Myślę że będziemy częściej organizować naszą "Five o'clock Tea".
Oczywiście największym zainteresowaniem gospodyni cieszył się Pan Miś, gdyż był bardzo głodny dziś.
Oczywiście największym zainteresowaniem gospodyni cieszył się Pan Miś, gdyż był bardzo głodny dziś.
Zapraszamy :)
czwartek, 14 listopada 2013
Opowieść o pewnym niejadku
I to nie byle jakim, a najpotworniejszym ze wszystkich niejadków jakie można spotkać!
Nakarmić dziecko - zwykła, codzienna czynność, wykonywana głównie przez matki, bez większych ceregieli. Pomyśleć by można - a jakaż to rewelacja? No więc w naszym domostwie to nie lada wyczyn! Ba! To jak maraton w miejscu. Oczywiście mowa o Aleksandrze, która upartą być postanowiła i niezbyt łaskawym okiem w stronę talerza spogląda. Oj tam, czasem się zdarzy że nie zje - odpowiecie. Ależ skąd! Dzień nasz na jedzeniu się rozpoczyna i na jedzeniu kończy. Temat posiłków mą głowę zaprząta przez dobę całą. Jemy śniadanie, zaraz jest drugie, potem drzemka - oczywiście Oli, a mama kombinuje co zrobić na obiad żeby córka skosztowała przynajmniej, sam obiad to walka ze smokiem (a raczej smoczycą), o podwieczorku nie wspominajmy bo jeszcze kolacja być musi. I tak połowa mojego zdrowia na jedzeniu odpada. A im starsza tym gorszy gagatek. Chomikuje w policzkach, pluje, płacze, histerie urządza, ostatnio i wymioty prowokować się nauczyła (lekarzy zwiedziliśmy, badania porobione - okaz zdrowia, diagnoza - niejadek). I co tu począć? Obiecanki - były. Groźby - były. Puszczenie w samopas - też było. Nawet dania wymyślne matka próbowała, ale większych efektów nie ma. Powiadam więc wam Matki których dziecięcia na widok jedzenia okiem błyszczą, buzię do łyżeczki rozdziawiają i same rączki do talerza pakują, że większego szczęścia i spokoju zaznać nie mogły. I niech żadna mojej syzyfowej pracy doświadczać nie musi.
Pozdrawiam :)
Nakarmić dziecko - zwykła, codzienna czynność, wykonywana głównie przez matki, bez większych ceregieli. Pomyśleć by można - a jakaż to rewelacja? No więc w naszym domostwie to nie lada wyczyn! Ba! To jak maraton w miejscu. Oczywiście mowa o Aleksandrze, która upartą być postanowiła i niezbyt łaskawym okiem w stronę talerza spogląda. Oj tam, czasem się zdarzy że nie zje - odpowiecie. Ależ skąd! Dzień nasz na jedzeniu się rozpoczyna i na jedzeniu kończy. Temat posiłków mą głowę zaprząta przez dobę całą. Jemy śniadanie, zaraz jest drugie, potem drzemka - oczywiście Oli, a mama kombinuje co zrobić na obiad żeby córka skosztowała przynajmniej, sam obiad to walka ze smokiem (a raczej smoczycą), o podwieczorku nie wspominajmy bo jeszcze kolacja być musi. I tak połowa mojego zdrowia na jedzeniu odpada. A im starsza tym gorszy gagatek. Chomikuje w policzkach, pluje, płacze, histerie urządza, ostatnio i wymioty prowokować się nauczyła (lekarzy zwiedziliśmy, badania porobione - okaz zdrowia, diagnoza - niejadek). I co tu począć? Obiecanki - były. Groźby - były. Puszczenie w samopas - też było. Nawet dania wymyślne matka próbowała, ale większych efektów nie ma. Powiadam więc wam Matki których dziecięcia na widok jedzenia okiem błyszczą, buzię do łyżeczki rozdziawiają i same rączki do talerza pakują, że większego szczęścia i spokoju zaznać nie mogły. I niech żadna mojej syzyfowej pracy doświadczać nie musi.
Pozdrawiam :)
czwartek, 7 listopada 2013
Złość urodzie szkodzi
Kto z nas w dzieciństwie, a zwłaszcza w okresie buntu młodzieńczego nie narzekał na swoich i rodziców i nie jednokrotnie powtarzał - "ja nigdy taka/taki nie będę dla swoich dzieci!". Oczywiście i ja zarzekałam się twardo że w przyszłości, jako matka będę zupełnie inna i tych samych błędów popełniać nie będę. Bo sama wiem jak się czułam i nie wyobrażałam sobie żeby czasem krzyczeć na swoje dziecko z byle powodu, lub co gorsza z bezsilności, bo sobie najzwyczajniej nie radzę.
Tymczasem, kiedy Ola z każdym dniem robi się starsza, a co za tym idzie i "trudniejsza", coraz częściej w takich zwykłych, codziennych sytuacjach łapię się na tym, że - o zgrozo! - postępuje prawie identycznie! I bądź tu człowieku mądry. Mam wrażenie, że czasem nie jestem w stanie się "upilnować", więc wyładowuję swoją frustrację i złość na Bogu ducha winną dziecinę moją, ponieważ się "napatoczyła". Dlaczego tak jest? Czy każdy miewa takie gorsze dni, czy może my po prostu pewne wzorce z dzieciństwa powielamy podświadomie? I czy takie zachowanie czyni ze mnie złą matkę? W głowie siedział mi od zawsze obrazek szczęśliwego dziecka z zawsze cierpliwą, uśmiechnięta mamą, która zamiast krzyczeć utuli i spokojnie wszystko ogarnie do kupy, zamiast dolewać oliwy do ognia. Widać życie nie może być takie proste, a zetknięcie z rzeczywistością - czasem musi boleć.
Na takie beztroskie dzieciństwo zasługuje każde dziecko :)
Tymczasem, kiedy Ola z każdym dniem robi się starsza, a co za tym idzie i "trudniejsza", coraz częściej w takich zwykłych, codziennych sytuacjach łapię się na tym, że - o zgrozo! - postępuje prawie identycznie! I bądź tu człowieku mądry. Mam wrażenie, że czasem nie jestem w stanie się "upilnować", więc wyładowuję swoją frustrację i złość na Bogu ducha winną dziecinę moją, ponieważ się "napatoczyła". Dlaczego tak jest? Czy każdy miewa takie gorsze dni, czy może my po prostu pewne wzorce z dzieciństwa powielamy podświadomie? I czy takie zachowanie czyni ze mnie złą matkę? W głowie siedział mi od zawsze obrazek szczęśliwego dziecka z zawsze cierpliwą, uśmiechnięta mamą, która zamiast krzyczeć utuli i spokojnie wszystko ogarnie do kupy, zamiast dolewać oliwy do ognia. Widać życie nie może być takie proste, a zetknięcie z rzeczywistością - czasem musi boleć.
Na takie beztroskie dzieciństwo zasługuje każde dziecko :)
wtorek, 5 listopada 2013
W domatorskim skrócie
Ostatni tydzień przeminął równie szybko jak i piękna pogoda. Podsumujmy więc:
- było halloweenowo
- był czas dla rodziny
- były harce panny Oli
- i szaleństwa pana Mikołaja
W tym roku listopadowe święto spędzaliśmy w domu, niestety nie daliśmy rady odwiedzić moich rodzinnych stron. Mam nadzieję że nadrobimy to niebawem. Czasem musimy iść na jakieś kompromisy ;)
- było halloweenowo
- był czas dla rodziny
- i szaleństwa pana Mikołaja
W tym roku listopadowe święto spędzaliśmy w domu, niestety nie daliśmy rady odwiedzić moich rodzinnych stron. Mam nadzieję że nadrobimy to niebawem. Czasem musimy iść na jakieś kompromisy ;)
wtorek, 29 października 2013
Zapach jesieni
Uwielbiam go! To zapach ziemi, obumierającej trawy i brązowiejących liści. Zapach wilgoci otaczającej korę drzew. Zapach kasztanów i żołędzi. To ciepło bijące od kamieni nagrzanych ostatnimi promieniami słońca. W końcu i takiej jesieni się doczekaliśmy, pomimo że wcześniej pogoda nas nie rozpieszczała. Razem z moją sforą nadrabiamy więc wrześniowe zaległości i spacerujemy. Dużo spacerujemy. Odwiedzamy park. Zaglądamy na przystanek kolejowy, żeby pooglądać pociągi. Zaliczamy coraz to nowe trasy. Jest cudownie. Magia tej jesieni trwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)