środa, 9 kwietnia 2014

Rozmownie się zrobiło

Ostatnio Córa moja pierworodna, zaczęła z lekka mnie rozwalać swoimi tekstami. Kulawy jeszcze ten Jej język, to prawda, ale coraz więcej stara się przekazywać "słownie". Myślę, że gdyby już płynnie mówiła, ja pewnie z dywanu bym się nie była czasem w stanie podnieść.

1) A więc, siedzimy ostatnio w salonie, grają standardowo bajki. Oczywiście szantaż Matki na telewizor, już był od rana (chyba o śniadanie chodziło). Tymczasem po 10, z nagła Ola wyłącza magiczne pudełko. Pytam więc dlaczego to zrobiła. W odpowiedzi usłyszałam - Nie ma prądu!

2) Jesteśmy w Wawie. Ola zachwycona ogromnymi budynkami. Tłumaczę Jej więc, że to nasza stolica, że mieszkamy w Polsce. Tamta po chwili namysłu - Nie, nie, nie! W Polsce nie! W ... (i tu nazwa naszej miejscowości).

3) Ola siedzi w pokoju, ja zmywam w kuchni. Słyszę potężne "aaaaaa psik". Nie zdążyłam nawet zareagować, a Ola sama do siebie - Na zdrowie!

4) Wczoraj zeszła tez na chwilę na dół do dziadka. Wparowała, dała buzi i krzyknęła - Dzięki! Pa! Zawróciła na pięcie i z powrotem do siebie.

Jak przypomnę sobie więcej, na pewno zanotuję.

Dla ciekawskich wrzucam jeszcze zdjęcia z ostatniego spaceru. Pogoda co prawda u nas w kratkę, ale są i takie dni, kiedy dajemy czadu tylko poza domem.












czwartek, 3 kwietnia 2014

Return

W końcu wróciliśmy do żywych! Mikołaj zdrowy, w płucach nic nie ma i antybiotyk zakończony. Ola na szczęście nic nie załapała (uff!!), tylko ja jakaś rozbita przez chwilę byłam. Są zmiany. Mnóstwo zmian! Pierwsze, samodzielne, najbardziej oczekiwane cztery kroki w moim kierunku. Pierwsze kroki mojego syna. Po prostu wpadł w me ramiona z taką radością, jakby zdobył Mount Everest! Aż się popłakałam ukradkiem, żeby nikt nie widział. Z Olą tak nie przeżywałam już tych chwil, bo była praca przez większość dnia i sporo mnie ominęło. Bezpowrotnie niestety i już nie odżałuję. Teraz czerpię jak najwięcej. Apetytem mnie powala. Przechodzimy już na swojskie obiady. Tak więc po wczorajszym, ostatnim słoiczkowym, wrąbał jeszcze połowę rosołu z Oli miski. A ona tymczasem po paru łyżkach już uciekała, że nie chce. I bądź tu człowieku cierpliwy albo wyrozumiały. Niemowlak ją obje, a na niej większego wrażenia to nie zrobi. Dzisiaj Mikołaj zjadł swoją mięsną pomidorówę i jeszcze potem za jej porcją się oglądał. Zaś Królewskie podniebienie odmawiało niestety. Zdrowia już mi czasem brak, dobrze że chociaż Młody mi to wynagradza.

W niedzielę byliśmy w Wawie. Wycieczka jednodniowa z Olą na pokładzie. Kurujący się pozostał wyjątkowo z babcią na calutki dzień. Nie powiem, troszkę sobie odpoczęłam, towarzystwa zaznałam, rodzinę odwiedziłam i stęskniłam za Rodzynkiem jak cholera. Zakupiliśmy córze nowe łoże. Stare się nawet nie umywa. Właścicielka zachwycona, ma teraz pole do popisu. Jestem tez w trakcie wykańczania jej nowej "kuchni", efekty pokażę pewnie w najbliższym czasie. Póki co mam wieczory z głowy. 



















Oglądnęłam sobie dziś także ostatni odcinek HIMYM (po 9 latach od pierwszego) i normalnie się rozczarowałam straszliwie. Kto śledził losy Teda, ten wie i pewnie podziela moje odczucia. Przeżyć nie mogę!

I tym o to akcentem zakończam dzisiejszego posta. Następny się już tworzy :)