piątek, 28 lutego 2014

Co w trawie piszczy



A u nas za oknem. Ostatnie dni padam spać po 20, a potem w dzień czuję się jakbym była na jakimś gigancie. Zmęczenie daje mi się we znaki. Dobrze że sprawiedliwość być musi i pogoda nas dopieszcza. Bo kobiecie odrobina pieszczoty zawsze potrzebna. Balkon wrócił do łask, także Ola spaceruje się dodatkowo w każdej wolnej chwili. Zawsze to coś. Wiosenna aura zapanowała na polskiej wsi.





Ha! Byle kim to tu nie jestem, w końcu żoną sołtysa. Tak więc dobrze prowadzić (z wózkiem oczywiście) się muszę, co by babcie zza płota nie komentowały.

Przygotowania do sezonu - pełną parą! Ola z rowerem ostatnio się nie rozstaje. Niech no tylko błoto osiądzie, a ziemia doschnie i ruszamy na podbój okolicy. 
A teraz coś z innej beczki - Mikołaj dumnie zasuwa z chodzikiem po domu! Normalnie nie ogarniam już tempa jego rozwoju. Jak tak dalej pójdzie, to na wielkanoc będzie już śmigał jak siostra. Rosną mi te dzieciaki jak na drożdżach. Chyba to powietrze tak oddziałuje :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Sunday

Pogoda dopisała. Niedziela na nowo stała się dla nas dniem pełnym atrakcji i czasu dla rodziny. A tu tyle nowości! Mikołaj przeżył pierwsze zetknięcie z trawą i kotem. Nie zrobiło to na nim jednak wrażenia. Za to Ola korzystała ze słońca pełną parą.

 


Ponad to zaliczyliśmy z córą nasz pierwszy bal karnawałowy. Zabawa była przednia. Ola szalała na parkiecie, mimo początkowej rezerwy, do tłumu dzieci. I jak to mówią "za mundurem, panny sznurem", tak policjant był namber 1. Wróciłyśmy po 18, prosto do łóżka. Pobudka rano była - uwaga, dopiero o 6:00! Jak dla mnie to istna burżuazja.


Teraz czekamy już do następnej N. Pomysłów mam mnóstwo! 

sobota, 22 lutego 2014

Złote myśli

Tak mi się skojarzyło Marlenko ;) No to jedziemy póki powieki jeszcze nie opadły do końca.
  1. Gdzie jest Twój telefon? - leży na stole
  2. Twój partner? - Król Artur :)
  3. Twoje włosy? - aktualnie ciemny czerwony brąz, przycięty do ramion
  4. Twoja mama? - perfekcyjna Pani domu
  5. Twój tata? - Pan złota rączka, wszystko potrafi
  6. Twój ulubiony przedmiot materialny - laptop + net, a coraz częściej aparat
  7. Twój sen zeszłej nocy - hahaha a to Ci powiem że sama nie wiem czemu ale Ty mi się śniłaś z całą swoją rodziną u mnie na kanapie siedzącą :P
  8. Twój ulubiony napój - herbata z miodem i cytryną
  9. Twój wymarzony samochód - HONDA CR-V
  10. Pokój, w którym jesteś? -  salon
  11. Twój eks? - hmmm...był ale go już nie ma
  12. Twój strach? - pająki i to do kwadratu!
  13. Kim chciałabyś być za 10 lat? - bizneswoman z zadbanym domem i szczęśliwą rodzinką
  14. Z kim spędziłaś ostatnią noc? - na kanapie usnęłam.......
  15. Jaka nie jesteś? - cierpliwa
  16. Jaka jest ostatnia rzecz, którą robiłaś, przed tą, co robisz teraz? - sprzątanie i prasowanie
  17. Co masz na sobie? - koszulę nocną
  18. Ulubiona książka? - sama nie wiem
  19. Ostatnia rzecz, którą jadłaś? - eeeeeee, Milky Way (tak się właśnie odchudzam jak nikt nie patrzy)
  20. Twoje życie? - myślę że jest całkiem niezłe
  21. Twój nastrój? - ostatnio coraz lepszy
  22. Twój przyjaciel? - Madzia, od X lat
  23. O czym teraz myślisz? -  o tym, że zaraz mąż mnie pogoni dlaczego jeszcze nie śpię
  24. Co teraz robisz? -  kątem oka zerkam na film
  25. Twoje lato? - upał, żniwa, jeziora, LODY
  26. Co jest w Twoim telewizorze? - Kwiaty wojny
  27. Kiedy ostatni raz się śmiałaś? - 6 godz. temu
  28. Kiedy ostatni raz płakałaś? - 11 godz. temu
  29. Szkoła? - zootechnik
  30. Czego teraz słuchasz? - Mela Koteluk - Melodia Ulotna
  31. Twoje ulubione zajęcie w weekendy? - czas dla siebie
  32. Wymarzona praca - weterynarz
  33. Twój komputer - Toshiba
  34. Za oknem? - pole
  35. Piwo? - oj tak, bardzo chętnie :)
  36. Meksykańskie jedzenie? - lubię
  37. Zima? - duuuużo śniegu, ale tylko przez 3 dni, tak żebym zdążyła się wyszaleć
  38. Religia? - jak najbardziej, wiara to podstawa
  39. Wakacje? - gdzieś pod palmami mi się marzą
  40. W Twoim łóżku? - śpi mąż
  41. Miłość? -  taka jedna jedyna 

Ponieważ nie lubię wybierać, zapraszam do zabawy wszystkich chętnych i pomysłowych. Deklaracje pod postem to chętnie poczytam :)

piątek, 21 lutego 2014

Pierwszy wiosenny spacer

Nareszcie! Czekałam, czekałam i się doczekałam. Wyglądając rano przez okno, od razu nabrałam tempa. Wyciągnęłam spódnice i cienkie płaszczyki, a zimowe kurtki wrzuciłam do pralki. Dobrałam bluzki, sweterki, rajstopy do pary i cienkie apaszki powiewające na wietrze. Młodemu też się dostała nowa garderoba, coby pokrzywdzony nie był. Zapakowaliśmy się zaraz po drugim śniadaniu i ruszyliśmy na podbój tegoż dobrodziejstwa. Oczywiście złośliwość rzeczy martwych musi być, więc czym prędzej, żebym za bardzo się nie nacieszyła, padł mój aparat. Udało mi się zrobić tylko parę zdjęć, więc szału przy wyborze nie było. 
Och jak mi brakowało tego powietrza, śpiewu ptaków, ciepłego słońca i zieleni trawy. Najchętniej wcale nie wracałabym do domu i już.


Córa zaciągnęła mnie przy okazji do sklepu po tik taki, no bo jak Ona może bez tik taków w dłoni funkcjonować (niekoniecznie chodzi zaraz o ich konsumpcję).



Załapawszy więc tego wiosennego bakcyla, zachciało mi się ściągać firanki, myć poszarzałe po zimie okna, (pełne odcisków dziecięcych rączek) i wietrzyć pościele oczywiście. Lecz jak wiadomo przy posiadaniu tak małych istot, coś musi iść nie po myśli. Mikołaj więc załapując chyba kolejny skok rozwojowy, dał Matce godzinny koncert jak to Go się powinno usypiać, żeby usnąć jakoś zdołał, Ola obrażalsko-złośliwo-przekorną marudę podchwyciła i prawie wysiadłam na koniec. Padli za to nietomni zaraz po kąpieli, dzięki czemu zdążę jeszcze trochę zdrowia psychicznego na dziś wieczór odzyskać.  



Mam nadzieję że pogoda psikusów już nie szykuje. A jak wiosna gości się u Was?


środa, 19 lutego 2014

Być outsiderem

Nie jest łatwo. Zwłaszcza dla kogoś kto potrzebuje towarzystwa, by móc normalnie funkcjonować. A ja zawsze tak miałam. Jestem z tych, co to nie usiedzą w domu. Z tych co lubią jak coś się dzieje. Lubią ploty przy kawie, długie spacery z polotem i wszystkie te przyjacielsko-koleżeńskie klimaty typu "znamy się jak łyse konie", czy "rozumiemy bez słów". Psiapsiuły zawsze były na wyciągnięcie ręki, wysłuchały, podumały o pierdołach i miały najważniejsze - czas. 
Niestety jak to się w życiu układać czasem na przekór musi, nie dane mi było tej sielanki dłużej ciągnąć. Człowiek był młody, idealizował wszystko, zakochał się, wyszedł za mąż i rzucił to wszystko w cholerę. I został sam. Z mężem oczywiście na włościach Jego, z teściami pod podłogą, przychówkiem w oborze i urokliwą przyrodą dookoła. I tu chwila konsternacji...........

Żebyście sobie nie myśleli za długo, love jest i rzucać nikogo nie będę, ykhm jak na razie ;) Bo w końcu to o Niego się rozchodziło i rozchodzi nadal. A miłość jest ślepa i czasem wymaga od nas dużych poświęceń. Teraz w bonusie mam jeszcze dzieciątka moje, potworki ukochane, więc jakoś brniemy w tą siną dal. Ale lekko nie było i zrozumie mnie tylko ktoś, kto sam był w podobnej sytuacji. 
Z dnia na dzień przenosisz się w obcy rejon (dokładnie 100 km dalej), gdzie On ma wszystko, a ty tylko Jego i to rzadko kiedy, bo wiecznie zajęty. Wszyscy dookoła śledzą każdy twój ruch, i nie masz krzty spokoju. Tak, może i głupia byłam, sama sobie tak umyśliłam to mam. Nie przeczę wcale. Ale czuję się taka samotna! Prawie cztery lata już tu mieszkam, regularnie z wózkiem hasam (a to nie wiocha zabita dechami - uwierzcie mi, na taką to bym chyba nie poszła), a ludzie omijają mnie szerokim łukiem i boją się jak ognia. Wiecznie sama, nie mam z kim nawet słowa zamienić, a tyle tu młodych matek w podobnej sytuacji jak moja się wozi chodnikiem. Ale mają swoje towarzystwo i więcej im nikogo nie trzeba. Nowy jest jak wróg publiczny. Każda moja próba nawiązania kontaktu kończy się fiaskiem. Ci co znajomi (bo takich też mam, żeby nie było że jakaś dziwna jestem), trzymają się bardziej między sobą, czasem się pobawimy, pogadamy, ale praca, brak potomstwa, więc wiadomo.....Ja też pracowałam pomiędzy dziećmi, mimo że za długo to nie trwało. Zawsze jakaś odskocznia. Mogłam się zdystansować choć troszeczkę. Ale tymczasem mama potrzebna na pełen etat. A dzieciątka dla mnie najważniejsze.

I pomyśleć że zawsze kogoś miałam, wszędzie się ktoś znalazł, ale nie tutaj niestety. Jestem jak Trędowata z powieści Mniszkówny. Desperatka jeszcze nie, dziękować za telefon i internet! Inaczej mówię wam, oszaleć można.

Tak więc wzięłam się za to blogowanie, bo mam chociaż jakiś kawałek "mojego" świata, w tej całej obcości która mnie otacza. Mogę gadać o dzieciach, o dzieciach wciąż słuchać (czytać) i wiem że zawsze jest z kim, zawsze wiekowo u kogoś podobnie. Zaprzyjaźniam się z wami coraz bardziej, mimo że jesteśmy sobie obcy. Ale dla mnie niekiedy jesteście bliżsi niż ci, co są tutaj obecni. 

Nie dyrdymałuje już więcej, wyrzuciłam co musiałam. Mąż już mnie przesłuchać nie może biedny :P Niech moc będzie z wami i towarzystwo też. Dobrej nocy.




8 miesięcy

Minęło wczoraj. Zabrzmi tandetnie i oklepanie, ale naprawdę nie wiem kiedy to zleciało! Mikołaj jest coraz bardziej samodzielny. Największa zmiana miała miejsce właśnie w tym ostatnim miesiącu. Od nieporadnego pełzania do samodzielnego stania. I to przy czym tylko jest w stanie się podciągnąć (a coraz więcej takich miejsc się znajduje i odwagi do tego). Nie będę twierdzić że nie jest to uciążliwe, bo z dnia na dzień nasze życie zmienia się bezpowrotnie, a moja uwaga i cierpliwość chodzą na pełnych obrotach non stop. 



Tak wiec osiągi Juniora:

-raczkowanie niczym mała wyścigówka

-stawanie w łóżeczku, przy kanapie i szafkach

-prześladowanie siostry przez cały dzień (maślane oczy, barowanki, pogawędki i zabieranie wszystkiego czego ona się tylko tknie)

-apetyt nie słabnie, podjada już trochę domowego obiadu, większość owoców, warzyw, biszkopty i  pieczywo (nie gardzi niczym ku mojej nieukrywanej uciesze), bardzo lubi jeść samodzielnie co się tylko da

-grzecznie bawi się w pomieszczeniu w którym przebywamy razem, potrafi też sam zabawiać się w swoim kącie

-uwielbia stać przy kanapie nawet po pół godziny rozmawiając z nami, nie ucieka w przeciwieństwie do siostry ;)

-uwielbia kąpiele, zwłaszcza w wannie i to wspólne

-lubi spacery, wyglądanie za okno i (o zgrozo!) TV, najlepiej non stop jakbym pozwoliła

-pięknie klaszcze, a uśmiech nie schodzi mu w ogóle z twarzy

-lubi walić zabawkami o podłogę, albo je wyrzucać i obserwować jak spadają w dół

-w dzień usypia tylko w spacerówce, rzadko udaje mi się go ululać w łóżeczku, natomiast wieczorem nie ma z tym problemu, choć trwa to dłużej niż z siostrą

-lepiej przesypia noce (2-3 pobudki od 19:30 - 7:00)

-w przeciwieństwie do pierwszych miesięcy, teraz nie lubi spać razem z nami w łóżku

-ma już 3 zęby (czwarty na dniach)

-waży 10 kg, mierzy ok. 75 cm


Coś czuję że na wiosnę zacznie już samodzielnie maszerować!

niedziela, 16 lutego 2014

Tygodniowy zawrót głowy

Z racji że weny twórczej nie poczułam, będą same zdjęcia i jeszcze coś (szał pał normalnie!). A więc zostawiam Was z naszym bardzo obrazowym podsumowaniem tego tygodnia.



Za oknem śniegu kupa, a do domu wiosna puka ;)








 (wybaczcie jakość ale nie zwracałam uwagi jak kręcę)


czwartek, 13 lutego 2014

O mały włos....!

Pamiętacie może taki odcinek TVN-owskiego serialu Usta Usta, kiedy to Julka 3 miesiące po urodzeniu Leona była nazbyt opiekuńcza i wbrew protestom męża Młody nadal spał razem z nimi w łóżku? Zwłaszcza jedna scena stanęła mi przed oczami dnia wczorajszego, kiedy to Julka podczas rozmowy z Agnieszką wyobrażała sobie co czyha w domu na jej synka. Wtedy śmiałam się z tego do rozpuku, ale za sprawą moich dzieci sama popadłam w paranoję. Wyobraźcie sobie taką sytuację - Ola wcina winogrona co to jej matka uszykowała pocięte na pół i wypestkowane (jakie wymagania!), Mikołaj uparcie zaczyna zaczepiać siostrę, kręci się po pokoju, a Matka oddala się szybko do kuchni obrać ziemniaki (bo zaraz Ojciec przybędzie głodny). Nie mijają 3 minuty kiedy nadbiega podekscytowana córa i zaczyna z wywijaniem rąk coś mi tłumaczyć i pokazywać. Ja niewiele myśląc lecę za drzwi, a tam co? Mikołaj proszę bardzo ma w buzi wielki winogron! Blada czym prędzej wyciągam i sprawdzam czy wszystko w porządku (oczywiście nic się nie stało), ale w myślach już widzę jak się dławi i dusi, a ja nie mogę mu pomóc w żaden sposób.....Masakra!
 Innym razem Ola schodząc na dół do dziadków razem z tatą, nie zamknęła furtki na schody (są strome i z płytek), bo Młody i tak spał. Niebawem wstaje i On, rusza na dywan i wymyka się na korytarz. Ja wyglądam a On zmierza w stronę tejże przepaści w podłodze. Szybko go łapię i zamykam drzwiczki na dwa zamki. A przed oczami co? No oczywiście widzę jak właśnie leci w dół na półpiętro i spada z łozgotem..... a potem dwa dni ten stres z siebie strząsam..... 
Kolejna dawka adrenaliny - Ola przewraca na siebie półkę stojącą w łazience (sama nie wiem jak, gdzie i kiedy, bo stałam metr dalej odwieszając jakiś mokry ręcznik). Oczywiście nic się nie stało bo była wiklinowa, ale gdyby jednak coś ciężkiego z niej wyleciało?
Sama się ostatnimi czasy zastanawiam czy to tak wszędzie, czy tylko u mnie palpitacje serca i nadzór non stop obowiązkowy. I tłumaczę tej Paskudzie żeby nie rozrzucała małych elementów, i chowam wszystko "niebezpieczne" co mi wpadnie w ręce, i przeczesuję dywan co 10 min, bo Junior jak wyścigówka pędzi przez świat......O wczoraj jeszcze z samego rana się wygramoliła Alexis z łóżka tylko i mnie ciągnie za rękę, bo o to kostkę do gry użyczyła bratu jak tylko oczy roztworzył (przecież by zjadł, się udusił, zadławił, HELOOOOŁŁŁ!!!!!!)
Ręce mi opadają.......przesada czy rozsądek? Chyba jednak to drugie......