Pamiętacie może taki odcinek TVN-owskiego serialu
Usta Usta, kiedy to Julka 3 miesiące po urodzeniu Leona była nazbyt opiekuńcza i wbrew protestom męża Młody nadal spał razem z nimi w łóżku? Zwłaszcza jedna scena stanęła mi przed oczami dnia wczorajszego, kiedy to Julka podczas rozmowy z Agnieszką wyobrażała sobie co czyha w domu na jej synka. Wtedy śmiałam się z tego do rozpuku, ale za sprawą moich dzieci sama popadłam w paranoję. Wyobraźcie sobie taką sytuację - Ola wcina winogrona co to jej matka uszykowała pocięte na pół i wypestkowane (jakie wymagania!), Mikołaj uparcie zaczyna zaczepiać siostrę, kręci się po pokoju, a Matka oddala się szybko do kuchni obrać ziemniaki (bo zaraz Ojciec przybędzie głodny). Nie mijają 3 minuty kiedy nadbiega podekscytowana córa i zaczyna z wywijaniem rąk coś mi tłumaczyć i pokazywać. Ja niewiele myśląc lecę za drzwi, a tam co? Mikołaj proszę bardzo ma w buzi wielki winogron! Blada czym prędzej wyciągam i sprawdzam czy wszystko w porządku (oczywiście nic się nie stało), ale w myślach już widzę jak się dławi i dusi, a ja nie mogę mu pomóc w żaden sposób.....Masakra!
Innym razem Ola schodząc na dół do dziadków razem z tatą, nie zamknęła furtki na schody (są strome i z płytek), bo Młody i tak spał. Niebawem wstaje i On, rusza na dywan i wymyka się na korytarz. Ja wyglądam a On zmierza w stronę tejże przepaści w podłodze. Szybko go łapię i zamykam drzwiczki na dwa zamki. A przed oczami co? No oczywiście widzę jak właśnie leci w dół na półpiętro i spada z łozgotem..... a potem dwa dni ten stres z siebie strząsam.....
Kolejna dawka adrenaliny - Ola przewraca na siebie półkę stojącą w łazience (sama nie wiem jak, gdzie i kiedy, bo stałam metr dalej odwieszając jakiś mokry ręcznik). Oczywiście nic się nie stało bo była wiklinowa, ale gdyby jednak coś ciężkiego z niej wyleciało?
Sama się ostatnimi czasy zastanawiam czy to tak wszędzie, czy tylko u mnie palpitacje serca i nadzór non stop obowiązkowy. I tłumaczę tej Paskudzie żeby nie rozrzucała małych elementów, i chowam wszystko "niebezpieczne" co mi wpadnie w ręce, i przeczesuję dywan co 10 min, bo Junior jak wyścigówka pędzi przez świat......O wczoraj jeszcze z samego rana się wygramoliła Alexis z łóżka tylko i mnie ciągnie za rękę, bo o to kostkę do gry użyczyła bratu jak tylko oczy roztworzył (przecież by zjadł, się udusił, zadławił, HELOOOOŁŁŁ!!!!!!)
Ręce mi opadają.......przesada czy rozsądek? Chyba jednak to drugie......