czwartek, 3 kwietnia 2014

Return

W końcu wróciliśmy do żywych! Mikołaj zdrowy, w płucach nic nie ma i antybiotyk zakończony. Ola na szczęście nic nie załapała (uff!!), tylko ja jakaś rozbita przez chwilę byłam. Są zmiany. Mnóstwo zmian! Pierwsze, samodzielne, najbardziej oczekiwane cztery kroki w moim kierunku. Pierwsze kroki mojego syna. Po prostu wpadł w me ramiona z taką radością, jakby zdobył Mount Everest! Aż się popłakałam ukradkiem, żeby nikt nie widział. Z Olą tak nie przeżywałam już tych chwil, bo była praca przez większość dnia i sporo mnie ominęło. Bezpowrotnie niestety i już nie odżałuję. Teraz czerpię jak najwięcej. Apetytem mnie powala. Przechodzimy już na swojskie obiady. Tak więc po wczorajszym, ostatnim słoiczkowym, wrąbał jeszcze połowę rosołu z Oli miski. A ona tymczasem po paru łyżkach już uciekała, że nie chce. I bądź tu człowieku cierpliwy albo wyrozumiały. Niemowlak ją obje, a na niej większego wrażenia to nie zrobi. Dzisiaj Mikołaj zjadł swoją mięsną pomidorówę i jeszcze potem za jej porcją się oglądał. Zaś Królewskie podniebienie odmawiało niestety. Zdrowia już mi czasem brak, dobrze że chociaż Młody mi to wynagradza.

W niedzielę byliśmy w Wawie. Wycieczka jednodniowa z Olą na pokładzie. Kurujący się pozostał wyjątkowo z babcią na calutki dzień. Nie powiem, troszkę sobie odpoczęłam, towarzystwa zaznałam, rodzinę odwiedziłam i stęskniłam za Rodzynkiem jak cholera. Zakupiliśmy córze nowe łoże. Stare się nawet nie umywa. Właścicielka zachwycona, ma teraz pole do popisu. Jestem tez w trakcie wykańczania jej nowej "kuchni", efekty pokażę pewnie w najbliższym czasie. Póki co mam wieczory z głowy. 



















Oglądnęłam sobie dziś także ostatni odcinek HIMYM (po 9 latach od pierwszego) i normalnie się rozczarowałam straszliwie. Kto śledził losy Teda, ten wie i pewnie podziela moje odczucia. Przeżyć nie mogę!

I tym o to akcentem zakończam dzisiejszego posta. Następny się już tworzy :)


12 komentarzy: