wtorek, 25 marca 2014

Na wariackich papierach

Tak wyglądały nasze ostatnie dni. Do Wawy oczywiście nie pojechaliśmy, gdyż w nocy z piątku na sobotę, Mikołaja "zalało". Niby wcześniej nic mu nie było, żadnego kataru ani temperatury, a marudzenie zganiłam na zęby.Tymczasem noc mieliśmy z głowy. Nie pomogły przeciwbólowe, ani wszelkie udrażniające. Rano pojawił się do tego rwący kaszel. Zaaplikowałam wszelkie domowe specyfiki na przeziębienie, ale co sen, zaczynało się od nowa. Co prawda wysokiej gorączki nie było, ale kaszel tragedia, gruźliczy jakiś, w niedzielę czułam już pod ręką jak Go nosiłam, że mu rzęsi straszliwie. Nie było więc mowy - jedziemy na pogotowie. I od tego momentu załamanie, i moja całkowita już utrata wiary w publiczną służbę zdrowia. Remont w szpitalu trwa, więc brak było podziału dzieci - dorośli, musieliśmy czekać 1,5 godziny z krztuszącym się dzieckiem, w holu, żeby wejść do gabinetu. Pani doktor zbytnio się nie przejmowała, bo w trakcie kilkakrotnie jeszcze musiała gdzieś wychodzić. Do tego spojrzała z pokpiwaniem i kazała Młodego rozebrać, przy otwartym na oścież oknie. Się rozumie od razu je zamknęłam, ale uszczypliwości do tego też się znalazły. Diagnoza - słychać szmery, więc dostaliśmy skierowanie na dziecięcy, żeby teraz udać się tam i czekać na lekarza.......no comment......znowu rozbieranie, oględziny pielęgniarki, wywiad środowiskowy jakiś i oczekiwanie na Jegomościa około 40 min. Nie muszę chyba nawet tu zaznaczać, że Mikołaj już padał nam ze zmęczenia i głodny się robił. Tamten się w końcu zjawił, spojrzał i stwierdził, że  nie wygląda na chorego. A ja przecież nie jestem jakaś durna Matka nadgorliwa, bo dwa tuziny przeziębień i choróbsk mam już za sobą, i widzę kiedy coś nie gra ewidentnie. Bez powodu niemowlaka bym nie ciągała w niedzielę po szpitalach.....
Wracając do tematu tego PANA, zajrzał w gardło, że czerwone, osłuchiwał Młodego z 10 minut, z każdej strony, popatrzył na nas litościwie, i oznajmił że nic tam konkretnego to nie słyszy, a do tego zestawu leków które dostaje tylko chusteczek jeszcze potrzeba. Nic nie przepisał (a przecież gardło czerwone, i się tak dławi), bo może samo się rozejdzie. Poradził tylko poczekać i jutro się do swojego pediatry zgłosić, bo ten kaszel to taki podejrzany i może się rozwinąć jednak. A w razie czego ma skierowanie w zeszycie do rana, to jakby coś się działo, możemy zawsze wrócić (tiaaaa). I tyle w tym temacie. Bye bye i do domu.......
Wściekła byłam jak nie wiem co, bo ja nie lekarz, a widzę że coś jest na rzeczy!!!!
Dzięki Bogu człowieka stać na prywatnego pediatrę (bo w naszym lokalnym ośrodku jest dwa razy w miesiącu, więc ciężko dzieciakowi z chorobą zazwyczaj trafić). Wybraliśmy się więc w poniedziałek o 16, po tym jak poprzedniej nocy Mikołaj dławił się niemiłosiernie i co kaszlnięcie pluł flegmą, aż poduszka przemoczona była. Pani K od razu za głowę się złapała - zapalenie oskrzeli, lewe obłożone całkiem, prawe już częściowo. Jakby nas tak odsyłali jeszcze dzień, max dwa, zapalenie płuc obustronne i hospitalizowanie nie wiem ile gwarantowane! Nóż mi się w kieszeni otworzył...Jak to pytam??? Jak można było odesłać 9-miesięczne niemowlę w takim stanie do domu, bez jakiejkolwiek pomocy????!!!!! PAN doktor tak nie lubi ponoć na oddział przyjmować, a Mikołaj ewidentnie miał ku temu wskazania, więc osłuchał tylko dokładnie, czy do jutra jeszcze pociągnie. A przecież u takiego malucha cała doba, to wieczność....... Pędziliśmy więc z duszą na ramieniu leki wykupywać i w inhalator inwestować, bo dotychczas nie był nawet potrzebny (z Olą nie mieliśmy takich przebojów, łagodnie przechodziła choróbska). Płacze, oklepywania, tulenia, usypiania i dzisiaj odrywa się mu chyba wszystko na raz. Ale że dużo lepiej jest to nie powiem, może spał tylko troszkę lepiej. W piątek na kontrolę obowiązkowo, nie wiadomo ile z tego będzie wychodził.......
Powiem szczerze, że nie dziwi mnie już teraz ogrom nagłaśnianych w mediach przypadków zaniedbań lekarskich. U nas to druga taka sytuacja. I zastanawiam się już sama, która była gorsza. Pierwsza miała miejsce po pierwszych urodzinach Oli, kiedy miała salmonellę, była na skraju wyczerpania i odwodnienia, a w ośrodku mi powiedzieli w piątek, żeby czekać do poniedziałku bo to jakiś wirus.......gdybym nie wybuliła na ordynatorkę szpitala, żeby od razu jechać na kroplówkę i dokładne badania, to nie wiem jakby się to skończyło......Ale tak nie powinno chyba być? Należy mi się opieka zdrowotna tak jak i moim dzieciom w ramach NFZ.....Pozwólcie że dalej komentować już nie będę, bo ilu rodzicom wiatr w oczy, lekarz zamiast pomóc uśmierca......Oby nikt nie został tak zlekceważony, bo czasem to może kosztować wszystko.


6 komentarzy:

  1. Wiele jeszcze minia nim nasza służba zdrowia zorientuje się, że są po to aby pomagać i leczyć a nie po prostu być. Współczuję przeżyć, oby więcej takich nie było. Zdrówka życzymy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, poprawa jakaś zauważalna na wieczór w końcu jest :)

      Usuń
  2. Ehh przechodziłam to już kilka razy, a Zoch ma dopiero 3,5 miesiąca! "Najlepszy" był pediatra, który w ciągu wizyty powiedział kilka słów, a na moje pytania odpowiadał... milczeniem! Ostatnio czekaliśmy 40 min (!!!) na rejestrację. Męża z małą wysłałam do samochodu, a sama warowałam.
    Zdrowia Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też przeboje miałaś. Dziękujemy i walczymy, bo pogody szkoda!

      Usuń
  3. Przykro mi strasznie.
    U nas dzisiaj znowu w domu szpital. I Mania płacze niemiłosiernie nie wiem czemu. Widzę, że coś ja boli ale nie wiem co. Też jej rzęzi ale ma taki katar że całą fridę rano odciągnęłam. Byłam z nią już 2 razy u lekarza.Nie wiem sama czy jechać jutro znowu. Wolę jak ja osłucha bo bym sobie nie wybaczyła.
    A powiedz Ewciu co dajesz małemu. Przepisali wam jakie leki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli Mani rzęzi, to lepiej skontroluj przed weekendem, żebyś nie została na lodzie jak my :/
      Mikołaj dostał antybiotyk - Klacid, Flegaminę w kroplach, Cebion Multi, Tantum Verde i 2-3 razy inhalacje z Berodualu.
      Powiem Ci że niby pierwszego dnia poprawa była, a od wczoraj coś znowu się pogarszać zaczyna. Dzisiaj w ogóle tragedia z Nim była. Dalej warczy mu w tych oskrzelach. Teoretycznie miał tak zawalone, że z góry mogłam zakładać różne scenariusze, dlatego też jutro ruszam na kontrolę przed kolejną piękną niedzielą.....trochę przerażona jestem, że Młody wcale nie gorączkował, czyli organizm nie walczył...po prostu z dnia na dzień praktycznie to zapalenie, masakra jakaś!

      Usuń