wtorek, 15 lipca 2014

Wakacje

Jako że morze odwlekło się w czasie niestety, a Matka potrzebowała wytchnienia i zmiany, zapakowaliśmy się i we trójkę z dzieciakami ruszyliśmy w moje strony. W radiu, telewizji i internecie prognozy pogody nie zachwycały, toteż torby wypchane po brzegi wszelkimi możliwymi zestawami, zapchały nam cały bagażnik. Rower, hulajnoga, zestawy do pływania, zabawki i gry na gorszą pogodę, wózek i foteliki z lokatorami otoczyły mnie na calutkie dwie godziny jazdy, nie dając za dużego pola by odsapnąć. Na szczęście droga minęła bezproblemowo, Mikołaj spał aż do Płocka, a Ola bacznie obserwowała zmieniające się za szybą pejzaże. Wypakowaliśmy się i zabraliśmy za wypoczywanie. Oczywiście pierwsze trzy noce były dla mnie straszne, bo syn mój dostosować się nie mógł i co godzinę robił pobudkę, ale korzystając z tej okazji zabrałam się za odzwyczajanie od nocnych karmień i przez te dwa tygodnie udało mi się je wyeliminować niemalże do zera (mąż był w szoku, bo On jest fanem dawania butelki przez sen dla świętego spokoju). Ponadto zasmakowałam miejskiej sielanki i stałego rytmu dnia z wieloma atrakcjami. Codzienne spacery z moją najlepszą koleżanką i jej synkiem, ploty i gadanie o pierdołach całkowicie pozwoliło mi odpocząć i zregenerować wyładowany codzienną gehenną mózg. Jak mi tutaj tego brakuje, to chyba tylko Magda wie, i vice versa jak mniemam oczywiście. Były place zabaw, łażenie po sklepach, ZOO, wypad nad jezioro (niestety tylko raz się udało bo pogoda dopisała najbardziej przed samym odjazdem), odwiedziny u ciotki i pradziadków. Wrzucam więc trochę zdjęć z tego naszego (mojego) błogostanu. Oczywiście ja nie mam żadnego ale ktoś musiał je w końcu robić.






 











Jedynym mankamentem naszego wyjazdu był chroniczny wręcz brak apetytu u Oli. Cuda wianki, tańce hulańce, obiecanki cacanki ale niczego prawie nie chciała tknąć. Po powrocie za to czekała nas cała noc wymiotów i kolejny dzień biegunki. Ostatecznie okazał się to być potworny rotawirus, który zaatakował oczywiście w czwartek mnie i M. Cała noc modlitw nad kiblem i zwijanie się z bólu całego ciała na łóżku. W życiu jeszcze nie byłam tak chora i oczywiście przestraszona, bo brzuch rwał mnie niemiłosiernie i temperatura rosła do ponad 38 stopni. Na szczęście po wizycie w przychodni i drobnych wspomagaczach przeszło wraz z końcem weekendu. Ja czuję się świetnie, trochę tylko schudłam, ale to akurat mi nie przeszkadza. Poza tym że wszelkie zdecydowane zapachy nie dają mi żyć, słodyczy nie tykam bo zaraz mdli niemiłosiernie, a owoce wciągam tonami, żadnych dolegliwości ciążowych nie odczuwam. Jedynie strach co to będzie.

Jutro postaram się wrzucić jeszcze zdjęcia z ZOO, bo nie mogę się zdecydować a sen już morzy. Dobrej nocy!

7 komentarzy:

  1. Sielsko, to się nazywa wypoczynek :)
    No jedyne czego współczuję to rota :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, gdyby nie te choróbska to już całkiem bym się czułą jak nowo narodzona :)

      Usuń
  2. Bardzo ładne zdjęcia ,takie letnie :) Mała ma świetny kapelusik !!:)pozdrawiam
    http://swiatamelki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. najważniejsze.
      ech :(
      a jak Ty się czujesz?

      Usuń
    2. Jedno się skończyło, to drugie zaczęło....jakiś pech nas dopadł chyba. ja się czuję dobrze, aczkolwiek mdłości mnie zaczynają chyba dopadać, jak nie zjem regularnie i dopuszczę do głodu, na samą myśl o czymkolwiek ląduję w łazience.

      Usuń