środa, 19 marca 2014

9 miesięcy

Minęło nam wczoraj. I nie będę tym razem biadoliła, że "kiedy to zleciało", bo o dziwo tak nie czuję! Ostatni miesiąc, a dokładniej ostatnie 2 tygodnie, mam wyjęte z życiorysu za sprawą tegoż Nicponia, więc nic już nie czuję. A tak się głupia cieszyłam że staje samodzielnie przy meblach. Że na święta będzie już chodził. I mam za swoje teraz. Myślałam, że najgorsze już za mną, a teraz nastają lepsze czasy i z każdym dniem będzie tylko łatwiej. To chyba mój drugi taki kryzys, odkąd urodził się Mikołaj. Ciężkie początki bytowania we troje, a teraz ciężkie początki Jego "samodzielności". Czasem mam już wrażenie, że nie dam rady tego wszystkiego godzić. Zrezygnowałam z ciągłego sprzątania i upiększania domu, na rzecz czasu z dzieciakami. Ale na dzień dzisiejszy nawet ugotowanie obiadu idzie topornie. Mikołaj jest wszędzie, uwieszony na mojej nodze, z krzykiem i grymasem na twarzy. Nie ma opcji, żeby porobić coś z Olą twórczego, bo wszelkie kredki, farby, pędzle, ciastolina, kolorowanki i książeczki działają jak magnes na Młodego. Kiedy urządzamy sobie babską herbatkę, to wszystkie rozrzucone po podłodze gary, są niczym w porównaniu z jedną filiżanką w mojej ręce. A już imbryk w ręce Oli, kole Go w oczy najbardziej. A Ona naprawdę potrzebuje mnie teraz tak bardzo. Jest w tym wieku kiedy chłonie wszystko, cokolwiek opowiadam, dla niej rysuję, albo tłumaczę. Mam wrażenie, że jestem beznadziejna bo odtrącam Ją na każdym kroku, a Mikołaj jest jak piąte koło u wozu, uczepione na matce niczym rzep. Z drugiej mojej perspektywy, to On jest biedniutki bo za mało Go jeszcze wycałowałam, wytrząchałam i wygilgotałam, żeby siostra za bardzo nie widziała. Oj ciężko być matką w pojedynkę, gdy ojca mamy zaledwie przez godzinę wieczorem i przez pięć w niedzielę. Bez wyjątków. Bez wspólnego wylegiwania w łóżku kiedykolwiek. Jak na lekarstwo. Jak ja zazdroszczę tym mamom, które od 16-17 mają chłopa w domu, nie wspominając już o burżuazji całego weekendu.....Brakuje mi tego jak cholera! A dzieciakom jeszcze bardziej. Muszę dawać z siebie ile wlezie, żeby czuły tą naszą miłość i rodzinne bezpieczeństwo.


Osiągi dziewiątego miesiąca:

- waga koło 11 kg, wzrost ???
- ubranka r.80, buty 18/19
- zębów sztuk 4
- ząbkowanie bolesne, bez środków przeciwbólowych nie daje rady, od razu wiadomo co się dzieje
- nieziemski ślinotok (skąd tyle się tego bierze????), zużywamy po 4 śliniaki na dzień! Dla porównania Ola nie nosiła ich wcale
- raczkowanie, chodzenie przy meblach, ścianach, chodziku i za ręce (bieda dla kręgosłupa)
- coraz częściej zjada już z nami obiady, do tego kanapki, naleśniki, kisiel i kaszki, nie chce pić wcale mleka, tylko w nocy przez sen
- noce przesypia różnie, pobudki 2-3 razy, mleko albo herbatka
- ostatnie dni wstaje po 5 rano........
- w dzień nadal usypia w wózku, choć przez tydzień nie chciał spać wcale, parę razy uśpiłam Go nawet w łóżeczku
- ostatnio strasznie się ze mną zżył, płacze kiedy widzi jak wychodzę, piszczy z radości kiedy wracam, wieczorem usypiam tylko ja, na rękach u taty też źle, kiedy mama na horyzoncie
- Ola nadal jest Jego guru, ale to z Matką liczy się najbardziej
- uwielbia całusy, przytulanie, wszelkie zabawy grupowe, jazdę rowerkiem
- bije brawo, robi miny, tańcuje, nadal nie chce machać
- lubi bajki w tv i muzykę z youtubea

A oto mój mały rozrabiaka w przybliżeniu i w tym paskudnym śliniaku, którego się pozbyć nie mogę!





12 komentarzy:

  1. Fajny maluch !:)
    http://swiatamelki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak miałam jak mąż pracował na 2 etaty. Niestety trzeb sobie jakoś radzić :) ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj trzeba trzeba, i tą słabość jeszcze chować pod spódnicę do tego, żeby dzieciaki nie przyuważyły czasem!

      Usuń
  3. wiesz, że mam podobnie. z tą różnicą, że mój mały złoczyńca nie chodzi i nie raczkuje, a chciałby i tu powstaje problem bo buczy i buczy, jęczy i jęczy, ew. płacze.
    a Emilia jak nigdy potrzebuje mnie teraz, widzę jak bardzo chce towarzystwa.
    najgorsze, że nie potrafię odpuścić domu, sprzątania.
    dziś np. Helena już płakała, a ja musiałam umyć podłogę, no trudno. może i jestem wyrodną matką, ale no muszę i koniec, bo bałagan i niespełniony obowiązek zeżre mnie od środka.
    pod moim postem jedna z dziewczyn napisała, że nie może być tak źle skoro bloguję, ale to jest taka czynność, która trzyma mnie jeszcze w ryzac i chroni od wariactwem. rozumiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja mam identycznie! Młody się drze aż do bordowości, ale ja muszę skończyć odkurzać/myć podłogę, co prawda w tempie ekspresowym aż się spocę cała, bo inaczej wcale tego nie zrobię. Nie umiem tak tylko siedzieć w tym bałaganie, a wieczorem padam na twarz i ostatnio już nic mi się nie chce....
      Blogowanie i zaglądanie do innych w sieci jakoś mnie od tego wszystkiego odciąga, bo inaczej bym zwariowała totalnie. A że jestem zosia samosia to z pomocy teściowej, która niby mieszka na dole rzadko korzystam, wszystko chcę robić sama, chociaż czasem już nie wiem jak to ugryźć. taka jestem nienormalna :P

      Usuń
    2. Ale lepiej mi się zrobiło, że jednak nie jestem taka dziwna z tym sprzątaniem ponad wszystko, skoro ktoś ma podobnie ;) hehe pozdrawiam!

      Usuń
  4. Zastanawiałam się co z wami.
    U nas też jest podobnie. Mam wyrzuty, że nie noszę małej a z drugiej strony jest Ala, która jak nigdy domaga sie mojej uwagi i ciągłej obecności.Ja czasem odpuszczam i siedzę w bajzlu bo wysiadam od ciągłego sprzątania rozrzuconych zabawek.Czasem też jedziemy na kanapkach bo nie mam zwyczajnie możliwości zrobić obiadu.
    Moja Ala tez się nie śliniła do tego stopnia by śliniak był koniecznością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj z tym gotowaniem to i u mnie czasem kombinacje idą różne, ale ze względu na Olę co dzień staram się o coś ciepłego, bo śniadania nie zawsze mi zjada :/
      A ten ślinotok i mnie powala, normalnie 15 minut i body jak szmata mokre! Nie wiem już sama kiedy z tego wyrośnie w końcu..

      Usuń
    2. haha z tymi drugimi tak jest, nie dość, że giganty to jeszcze się tak ślinią.
      Em też nie śliniła się do tego stopnia.
      ps. obiad też staram się zawsze zrobić, ale gotuję jednego dnia na 2 lub 3 obiady.
      uwzięłam się jeszcze i staram się H sama gotować, ale opornie nam to idzie, bo ona woli słoiczki i kaszki w proszku, a ja się pałuję i gotuję jaglankę z gruszką, ryż z bananem, mannę z jabłkiem, a ta zaciska zęby ;/

      Usuń
    3. jeszcze jedno zabawki to Emilia ma po sobie sprzątać, nie ma innej opcji.
      jest płacz i histeria niekiedy, albo szantaż na bajkę, ale nie am to tamto.

      Usuń
    4. Ja też gotowce daję, ale ostatnio co drugi/trzeci obiad Młody je ze mną normalnie (gotowane/duszone mięso, puree ziemniaczane i warzywa) i jestem w szoku jak ładnie gryzie bez żadnego blenderowania czy rozgniatania.
      Kaszki też tylko gotowe, ale podtykam mu ich więcej bo wcale mi mleka nie chce pić! W nocy czasem 180 na raty wciągnie a w dzień choćby głodny był to będzie się darł póki czegoś konkretniejszego nie dostanie. Całkowite przeciwieństwo Oli.....
      szantaż na bajkę mamy do jedzenia - działanie 100 %! :P

      Usuń
    5. muszę zacząć dawać takie ugotowane rzeczy, bo wczoraj odważyłam się dać biszkopta i pięknie zarzucała na te trzy zęby :)
      może wtedy chętniej zje, niż te zupki paskudne.
      mleko i przetwory mleczne uwielbia, za danio czy serek wiejski da się pokroić. jogurt naturalny już niekoniecznie, dlatego zastanawia mnie jak te wszystkie matki tak gotują i robią to jedzenie i te ich dzieci jedzą te same zdrowe produkty, no kurde chcę, a ona co? zaciska usta.

      Usuń